O skutecznej ochronie gatunku przed zagrożeniami jakie dla jego życia stwarza człowiek często, bardziej niż wiedza ekologa decyduje inwencja techników i inżynierów. W wielu krajach z powodzeniem rozwijane są technologie służące ochronie i ratowaniu gatunków zagrożonych wyginięciem.
Projektanci i konstruktorzy potrafią, na podstawie danych uzyskiwanych od przyrodników, zbudować urządzenia pomagające zagrożonym zwierzętom w przetrwaniu lub unikaniu sytuacji groźnych dla ich życia. Są specjaliści od przejść dla zwierząt pod lub nad autostradami, projektanci specjalnych przepławek w tamach, aby ryby nie wpadały w turbiny wodnych elektrowni, a dla morskich zwierząt – żółwi i delfinów buduje się specjalne ratunkowe systemy uwalniania z rybackich włoków.
Ten trend dostarczył też przyrodnikom narzędzia bezpiecznie odstraszającego morświny od sieci, w których zwykle się zaplątują i giną. Pinger („brzęczek”) to podwodny nadajnik dźwięku słyszalnego wyłącznie przez morświny i, co najważniejsze, nie odstraszającego ryb, które chce złowić rybak. Gdyby nie ten wynalazek, wiele łowisk na świecie należałoby dla rybołówstwa zamknąć, gdyż straty w zasobach tych małych waleni, jakie czynią wykonane z bardzo delikatnych, ale silnych i prawie niewidzialnych nylonowych przędzy sieci skrzelowe, są ogromne.
Polscy rybacy znają już pingery. Rybackie przepisy nakazują ich używanie na wielu łowiskach m.in. Unii Europejskiej, Kanady i Stanów Zjednoczonych. U nas muszą je używać kutry większe niż 12 m łowiące w polskiej części Zatoki Pomorskiej. W tym celu Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi zakupiło 500 sztuk pingerów, które rozdysponowało wśród części poławiających tam rybaków. Ilość ta jednak nie wyczerpuje potrzeb akwenu, a dokładnie przebywających tam morświnów. Używanych sieci skrzelowych jest wielokrotnie więcej niż 500.
Morświny tak jak wszystkie walenie nie posiadają dobrego wzroku, gdyż w mętnej, gęstej wodzie nie zdałby się on na zbyt wiele. W zamian za to rozwinęły one system echolokacji, który pozwala na wytropienie pożywienia oraz na świetną orientację w przestrzeni wodnej przy pomocy dźwięku. Wiązka wytworzonych przez zwierzę ultradźwięków stosunkowo wąskim strumieniem kierowana jest w kierunku, w którym ono podąża. Trafiając na przeszkodę lub ryby, w postaci odbijającego się echa wraca do mózgu zwierzęcia, gdzie przetwarzana jest na informację o kształcie przeszkody, jej strukturze i odległości jaka dzieli zwierzę od celu.
Niestety, wykonane z cienkich, ale niezwykle wytrzymałych przędzy nylonowych współczesne sieci rybackie odbijają dźwiękowe fale bardzo słabo – i są przez morświny niedostrzegane. Zaplątane, nie mają szans na uwolnienie i giną. Wielu ekspertów uważa, że właśnie to jest głównym powodem wysokiej śmiertelności morświnów.
Aby przeciwdziałać temu problemowi, Stacja Morska Instytutu Oceanografii Uniwersytetu Gdańskiego w Helu podjęła działania, które mają na celu zmniejszyć śmiertelność małych bałtyckich waleni w Zatoce Puckiej. Od dwóch lat realizowany jest projekt, którego zadaniem jest uchronienie morświnów przed śmiercionośnym przyłowem przy jednoczesnym zachowaniu tradycyjnych technik połowowych ryb na tym akwenie.
Przez rok podwodne hydrofony wyłapywały dźwięki przebywających tu morświnów. A poczynione obserwacje potwierdziły ich obecność na tym akwenie.
Obecnie na dnie pomiędzy Helem a Gdynią naukowcy rozłożyli linię 80 akustycznych odstraszaczy – pingerów. Z reguły są one przyczepiane do sieci, dzięki czemu morświny nie płyną w ich kierunku i unikają zaplątania. W Zatoce Puckiej mamy jednak sytuację nadzwyczajną. W sezonie połowowym, na bardzo ograniczonej przestrzeni znajduje się nawet około 1200 różnego typu narzędzi połowowych. Zakup aż tylu pingerów byłby dla sektora rybołówstwa wydatkiem bardzo trudnym do zrealizowania. Zastosowana linia odstraszania morświnów od łowisk wewnątrz Zatoki Puckiej wydaje się lepszym rozwiązaniem. Rozmieszczone po obu jej stronach hydrolokacyjne rejestratory typu POD sprawdzają jej szczelność. Jeśli eksperyment się powiedzie, rybacy będą mogli w przyszłości samodzielnie zastosować ten sposób ochrony ginącego gatunku przed niechcianym przyłowem Jest tani i wygodny.
Przez najbliższy rok-dwa (tak długo działać będą zastosowane pingery) narzędzia do połowu ryb używane w wewnętrznej części Zatoki Puckiej nie będą stanowić zagrożenia dla morświnów. Kupujący zatokowe ryby klienci zapewne chętniej tak produkt powitają na sklepowych ladach.
Tymczasem inżynierowie od ochrony przyrody nie próżnują. Jednorazowe pingery mają konkurencję. Na rynku pojawiły się nowe modele z wymiennymi bateriami i słyszalnymi dla rybackiego ucha akustycznymi testerami. Informują one użytkownika o sprawności urządzenia. Pierwsze modele pingerów takich funkcji nie posiadały. Rybacy wrzucając do wody wyposażone w pingery sieci nie mogli być pewni, czy urządzenia działają i spełniają swoją ochronną rolę. Bezradni byli też inspektorzy, którzy ich na co dzień kontrolują.
Jak widać, techniczny postęp coraz lepiej służy przyrodzie. Problem polega jednak na tym, że należy chcieć z niego korzystać. Na wielu współczesnych łowiskach myśl technologiczna i biologiczna zawarta w pingerach uczyniła z tych urządzeń nie tylko ochroniarza morświnów ale i sojusznika nowoczesnych rybaków.
KES & KS